Flaps magazyn
  • Start
  • O mnie
  • Kontakt
Flaps magazyn

  • Start
  • O mnie
  • Kontakt

Co będzie jutro?

  • 24 lutego 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Nie wszystko może trwać wiecznie. Nie zawsze może być długo i szczęśliwie. Nie wszystko musi wyglądać tak, jak sobie zaplanujemy. Życie jest pełne zwrotów akcji, niespodzianek, początków i końców, które prędzej, czy później nadejść i tak muszą.

Choć nie należą do najłatwiejszych, nie muszą być zwiastunem klęski, zawodu i żalu, lecz mogą zapowiadać to, co lepsze i ciekawsze. Każdy nowy rozdział w życiu ma swój cel i zrealizujemy go tylko, jeśli pozwolimy się mu napisać – dlatego, niezależnie, co jeszcze nas czeka, ma ono sens (czasem pokrętny i niezrozumiały, ale ma!).

Co się wydarzy? Jak potoczy się nasza historia? Boimy się i nie znamy przyszłości, lecz i tak jej oczekujemy. Zakładamy scenariusze, spoglądając z nadzieją (lub bez) i obserwujemy jak te spełniają się lub obracają się w pył. Dlaczego najczęściej są one czarne? Być może najłatwiej zakładać najgorsze, by móc się następnie miło zaskoczyć. Więc i ja postanowiłam się miło zaskoczyć – założę z góry, że będzie dobrze, a będzie jeszcze lepiej!

Nie chcę złych myśli, obaw i smutku. Pragnę podchodzić do wszelkich “końców” obładowana nadzieją, przepełniona nieskończoną ciekawością i ze stoickim spokojem. Chcę czytać kolejne strony mojego nowego rozdziału z podekscytowaniem i fascynacją. Pochłaniać każde słowo, jak będę pochłaniać doświadczenia, bo wiem, że to dzięki tym wszystkim szalonym rozdziałom, zdumiającemu przebiegowi akcji i zawiłej treści, powstaje książka, którą jest moje życie.

Co będzie jutro? Będzie lepiej!

Podziel się

Czas na zmiany

  • 23 lutego 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Czuję się, jakbym ugrzęzła i w tym unieruchomieniu czekała na to, aż zawieszona na kiju nagroda zmotywuje mnie do wyrwania się z tego potrzasku. Nie oczekuję czyjejś silnej dłoni, która pociągnie mnie w górę, lecz własnego pragnienia wolności. Więc czekam i czekam… a jego wciąż brak.

Choć wiem, że to na mnie spoczywa ten obowiązek i tylko moja siła oraz zapał mogą mnie stąd wydostać, ja zamiast tego urządziłam sobie całkiem przyjemny kąt. Przyzwyczaiłam się do pozornego spokoju i bezpieczeństwa, które gwarantuje mi nie opuszczanie swojej pułapki.

Motyw zatrzymania się w miejscu i braku rozwoju, zamiast budzić strach, stał się moją strefą komfortu. Oswoiłam się z tym, co mam i choć wiem, że już czas, nie chcę tego zostawiać. Bez kroku w przód nigdzie nie dojdę, a jednak wciąż przeraża mnie jego podjęcie. Toczę walkę sama ze sobą – bo pragnę juz ruszyć dalej, a jednocześnie pozostałabym “tu”, w miejscu które znam najlepiej. Jednak wiem, że “tu” nie zagwarantuje mi już nic więcej i jeśli chcę się uczyć, poznawać i ewoluować, muszę ruszyć w stronę “tam”. “Tam”, które spędza mi sen z powiek wołając mnie głośno i budząc w mnie lęk przed nieznanym, który trzyma mnie z całych sił.

Ta pułapka to zmora każdego, kto przyzwyczaił się do tego, co znane, a łaknie, tego, co czeka za rogiem. Uwielbiamy, to co proste, wygodne i oczywiste, ale pragniemy wyzwań, nowości i ciągłego rozwoju – a ten nie istnieje bez niepewności i pierwszych razy. Chcąc zmieniać swoje dotychczasowe życie, doświadczać i doskonalić się, musimy pogodzić się tym, co mniej przyjemne – stresem i obawami. Przyjąć to wszystko w pakiecie i docenić, bo to także część nauki.

Pułapka, którą znamy od podszewki, to wciąż pułapka. Jeśli też w takiej tkwisz, czas na zmiany – zawalcz o wolność i własny rozwój, a co będzie to będzie, ważne, że lepiej.

Podziel się

Nie musisz być ideałem, by być częścią zmiany!

  • 19 lutego 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Żyjąc ekologicznie, pragniemy być o poziom wyżej, dbać o to, co nas otacza i być częścią zmiany na lepsze. W końcu nie ma planety B., nie ma dokąd uciec, więc musimy walczyć o to, co jeszcze nam pozostało. O szansę na to, że uchronimy się przed katastrofą klimatyczną, a nasze przyszłe potomstwo nie będzie żyło na górze śmieci.

Tak też wojujemy z odpadami, emisją, zużyciem zasobów ziemi na wszelkie sposoby. Rezygnujemy z mięsa, ograniczamy ilość śmieci, pilnujemy, by nie marnować dóbr naturalnych, kupujemy mniej, recyklingujemy. Niestety, w tym całym szaleńczym starciu o lepsze jutro, z łatwością popadamy w zupełne skrajności. Będąc na krańcu skali, oczekujemy od siebie perfekcji, nienaganności i nieustannego bycia przykładem dla innych. Wprowadzamy w swoim życiu rygor, którego nawet największy ideał, nie byłby w stanie przestrzegać. Karcimy się za zużycie zbyt dużej ilości plastiku, za zakup ubrania, użycie jednorazowego kubka.
Choć chcielibyśmy szkodzić planecie jak najmniej, ta niesamowita doskonałość w obecnych czasach nie jest możliwa. Masa produktów owinieta jest warstwami folii lub zapakowana w plastik na milion sposobów – że aż trudno to spostrzec. Nawet kupując świadomie, czasem nie mamy wyboru – i to też jest okej. Nie staniemy się nagle najgorszym człowiekiem na ziemi, nikt nie będzie na nas patrzył spod byka, bo zdarzy nam się raz odejść od normy. W tej całej szalonej perfekcji łatwo można się zniechęcić – a przecież same próby bycia bardziej ekologicznym, choć nie zawsze udane, są już dobrym krokiem ku czystszej planecie.
Dbanie o środowisko nie musi wiązać się z katorżniczą pracą i setkami wyrzeczeń. Wystarczy zacząć od prostych zamienników, takich jak materiałowe torby, dzbanek z filtrem, czy inne produkty wielorazowego użycia. To również kupowanie z głową, tego, co nam potrzebne i tego, co bardziej ekologiczne. Przykładowo – nie musimy rezygnować z upragnionego zielonego ogórka, który zazwyczaj jest ofoliowany, a możemy go znaleźć bez folii na targu lub w małym, lokalnym sklepie. A przede wszystkim, możemy motywować innych do dbania o środowisko razem z nami.
Małymi krokami, nawet tymi niedoskonałymi, możemy dojść do czegoś wielkiego – do zmiany!
Podziel się

Ciekawość nie zna granic

  • 17 lutego 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Zawsze interesowało mnie wszystko, a jednocześnie nic. Nawet najdrobniejszy, ale interesujący szczegół mógł skłonić mnie do pochłonięcia tematycznych książek czy zanurzenia się na godziny w filmach dokumentalnych. Gdy poznawałam coś nowego, angażowałam się całą sobą – każda moja szara komórka i cząsteczka pochłaniała treści, by po intensywnej przejażdżce po zagadnieniu tracić cały zebrany zapał.

Z jednej informacji przeskakiwałam do drugiej, zaledwie je muskając. Wyciągałam ręce i nogi po wiedzę, pragnąc zasięgnąć z niej jak najwięcej i na długo zatrzymać. Rozciągnięta po brzegi zazwyczaj traciłam równowagę i szybko się zniechęcałam. Znużona tematem, którym zalewałam się do granic możliwości, traciłam zainteresowanie.

To jak z ulubioną piosenką, którą puszcza się na okrągło, aż do chwili, gdy nam zbrzydnie. Choć znamy jej tekst i melodię na pamięć, potrzebujemy długiej przerwy, by znowu do niej wrócić.

Nadmiar informacji powodował, że potrzebowałam odwyku, by w międzyczasie niektóre z nich wyrzucić z zapchanej po brzegi głowy. Uświadomiłam sobie, że miałam małą wiedzę na wiele tematów, wiedziałam wszystko ale jednocześnie nic. Za każdym razem przywodziło mi to na myśl trudną, toksyczną relację z której trudno się uwolnić – bo nie potrafiłam inaczej. Ale czy to źle?

Gdy nieco dojrzałam i wreszcie znalazłam kilka rzeczy, które pielęgnuję do dziś, dotarło do mnie, że ja już taka jestem – roztrzepana, ciekawa świata, pełna energii i potrzebuję tej ogromnej ilości bodźców, by nie znudzić się życiem. Choć nie będę mistrzem w żadnej z tych dziedzin, ta ilość wiedzy jest dla mnie wystarczającym paliwem, by móc wciąż gnać do przodu – a każda zapamiętana informacja to trofeum zdobyte po drodze.

A jak wy pochłaniacie wiedzę? Garściami czy małą łyżeczką, by się nie zachłysnąć?

Podziel się

Odpowiedź brzmi: NIE!

  • 10 lutego 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Co jest trudnego w odmawianiu? Kiedyś odpowiedziałabym, że wszystko! Byłam kropla w kroplę odzwierciedleniem głównej postaci z filmu „Yes Man” i hasło „nie” prawie dla mnie nie istniało. Każda prośba mnie o pomoc – mniej lub bardziej szczera – wprawiała mnie w zimny pot i zakłopotanie, bo wiedziałam, jakie słowa padną z moich ust. Niezależnie, czy chciałam lub nie, odpowiadałam radosne „tak”, ponieważ zależało mi na tym, aby nikogo nie zawieść. Czułam, że odmowa mogłaby być zagrożeniem dla tego, kim naprawdę jestem. Martwiłam się, co inni o mnie pomyślą, a przecież pragnęłam być dla nich taka, jaką siebie uważam – miła i pomocna. Do bólu, najczęściej mojego.

Mój przyjazny charakter nierzadko stawał się dla mnie utrapieniem, gdy sama siebie torturowałam niezmiennym „tak”, wiszącym mi na ustach. Stałam się zakładnikiem własnej niedojrzałości, strachu przed odrzuceniem oraz poczucia winy i nagminnie ulegałam wszelkim prośbom. Zatraciłam się w tym, przestałam zważać na własne potrzeby oraz pragnienia. Podejmowałam się zastępstw, pomagałam, pożyczałam, aż w ostateczności to wszystko wyszło mi bokiem. Dopiero, gdy stanęłam po drugiej stronie barykady dotarło do mnie, że dobro nie zawsze wraca.

Wreszcie wyrwałam się z sideł konstruktów, które sama zbudowałam. Przestałam żyć dla innych, a zaczęłam dla siebie. Z czasem i nabranym doświadczeniem zrozumiałam, że brak zgody nie oznacza dla mnie nic więcej, niż powiedzenie „nie”. Gdy udało się ze mnie wydusić niegdyś przeklęte przeze mnie słowo, gromy nie zaczęły spadać z nieba, świat się od tego nie zawalił, nikt mnie nie znienawidził ani ja nie straciłam poczucia własnej tożsamości. Nie zmieniło się prawie nic – oprócz tego, że wreszcie zniknął lęk, a ja czułam satysfakcję, bo zrobiłam to zgodnie ze swoją wolą i w niczym mi to nie ujmowało. Teraz słowa „tak” oraz „nie” są dla mnie jak karty, które wyciągam w zależności od sytuacji, nie zważając, czy czeka mnie wygrana lub przegrana w oczach innych. Asertywność stała się nową częścią mojej tożsamości, którą pielęgnuję.
Pamiętajcie, że można być jednocześnie miłym i wciąż mówić nie. To wcale się nie wyklucza!
Podziel się

Znudzeni życiem

  • 4 lutego 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Nawet najcierpliwszą osobę po latach, miesiącach i dniach jedzenia tego samego – nawet jeśli bardzo smacznego – dania, znudzi ją jego smak.

Podobnie jest w życiu – jeśli zbyt długo zajmujemy się jednym i tym samym, jeśli każdy dzień ułożony jest jednakowo a wszelkie czynności przebiegają wedle sprawdzonego już setki razy planu, tracimy na nie ochotę. Wiemy, co nas czeka i jak przeminie nam kolejny doba, bo codziennie wygląda tak samo. Czujemy się jak w potrzasku, jakbyśmy razem z Billem Murray’em występowali w filmie Dzień Świstaka i przeżywali z nim powtarzający się bez końca dzień.

Co dziwne, mimo zamknięcia w tej pętli zdarzeń, o wiele bardziej boimy się ją przerwać. Przyzwyczailiśmy się do monotonii tak bardzo, że strach przed czymś nowym wydaje się gorszy od wiecznej rutyny. Zamiast otworzyć się na zmiany, tkwimy w pułapce pełnej niezadowolenia z życia, poczucia beznadziei i nijakości. Ale koniec z tym – nadszedł czas, by to zmienić, wyrwać się i spróbować czegoś nowego. Nawet jeśli będzie ono niesmaczne, będziemy świadomi, czego w przyszłości unikać. Musimy dołożyć swojemu życiu nowych bodźców i doświadczeń, inaczej umrzemy z nudy. Życie jest po to, by ciągle je poznawać, eksperymentować i sprawdzać do skutku, by przypomnieć sobie smak świeżości. Choć ten nie zawsze będzie dla nas odpowiedni, odczujemy ulgę, że podjęliśmy jakiś krok.

Jeśli czujecie się nieszczęśliwi w swojej aktualnej sytuacji, już teraz poszukajcie nowego hobby, wiedzy a nawet pracy.Możecie próbować małymi kroczkami lub skoczyć na głęboką wodę. Nie ma na co czekać, poczucie nudy i niesmak nie znikną same z siebie. Musimy ruszyć do przodu, a to, co przestało nas satysfakcjonować należy zostawić za sobą i nie odwracać się do tyłu. Tylko w ten sposób odkryjemy nowe smaki, których ten świat jest pełen.

Podziel się

Zamiast odwlekać, a później narzekać – lepiej planować i się nie chować

  • 28 stycznia 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Każdemu z nas przychodzi ochota na chwile w bezczynności. Zdarza mi się – o wiele częściej niż bym chciała – leżeć w bezruchu, bezmyślnie przesuwając palcem po ekranie i odcinać się od rzeczywistości, która pełna jest obowiązków i zadań. Wyłączam umysł i zatracam się w zupełnej prokrastynacji. Czas przelewa mi się przez palce, a ja wyrywając się wreszcie z próżni, w której przecież tak łatwo utknąć na dłużej, zaczynam tonąć w wyrzutach sumienia.

Dlaczego znowu znalazłam się w tym miejscu? Dlaczego nie potrafię być w pełni aktywna, tylko poddaje się tej części mnie, która pragnie zastygnąć w bezruchu? Czy jestem leniwa?

Czuję złość i rozczarowanie, bo mimo, że potrzebuję odpoczynku, zamiast naprawdę odetchnąć, wpatruję się w ekran. Zaniepokojona tym, jak wiele mnie przez to omija, jak z procy wystrzeliwuje w górę i chcę nadrobić to, co straciłam, zadośćuczynić i wyrównać rachunek za zaprzepaszczone godziny. Rzucam się po książki, pracę lub zaległe zadania, by w ostatecznym rozliczeniu wyjść na zero. Choć niechętnie, zmuszam się do działania by uspokoić głos sumienia, który kąśliwymi uwagami zagania mnie do licznych zajęć. Nie jestem z siebie dumna – mam chwilę słabości i bywają momenty, gdy ulegam im w zupełności. Odwlekam w czasie, rezygnuję i trwonię to, co najcenniejsze, a później rzucam się w pościg, by odratować resztę tego, co mi jeszcze zostało. Żałuję tego, choć wiem, że i takie chwile odcięcia są nam potrzebne – o ile nie ma w tym przesady.

Te błędne koło i walka żywiołów nigdy nie kończy się dobrze. Z niechęci do działania, uciekam i wpadam w sidła niezadowolenia z poczucia obowiązku, które na siebie nakładam. Niezależnie, czy leżę, czy działam – czuje się nieszczęśliwa.

By wybrnąć z potrzasku w jaki sama się wpakowałam, zaczęłam planować swój czas. Postanowiłam tworzyć harmonogram tygodnia – wedle potrzeb i obowiązków ukladam każdy z moich dni. Organizuję czas na aktywność i pracę, ale także odpoczynek. To ułatwia mi kontrolę nad sobą. Postawiłam sobie za cel zrealizować ułożony plan, lecz nie trzymam się sztywnych ram – pozwalam sobie na ustępstwa, ale pilnuje, by doprowadzić go końca. Mimo chwil słabości, uczę się je zwalczać, by wypełnić to, co skrupulatnie układałam. Mijają dni, a ja metodą prób i błędów, trzymam się celu i nie patrzę na boki. Nie zawsze jest łatwo, zdarzają się dni przepełnione bezsilnością i porażkami – jednak zawsze wstaję kolan i idę dalej. Jeśli nie dzisiaj, to jutro ale się podnoszę i dopinam swego – z radością i chęcią, a nie z przymusu i poczucia winy.

Podziel się

Pokaż swoje prawdziwe oblicze

  • 27 stycznia 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Kamienna twarz, profesjonalny uśmiech, fałszywy spokój, sztuczna siła i odwaga, wymijające spojrzenie, udawana radość – zależnie od czasu i okoliczności otwieramy swoją szafę pełną ludzkich masek i dobieramy tę, którą postanowiliśmy ubrać. Niezadowolenie z życia rzucamy w kąt, złość i ból odsuwamy na bok, problemy wymazujemy z obrazka, a smutek i strach chowamy za olśniewającym, dźwięcznym śmiechem oraz dowcipami. Pragniemy wtopić się w tłum i nie przelewać swoich emocji na twarz, by nikt nie dostrzegł, że jest nam ciężko. Tworzymy nieskazitelną wersję siebie, której daleko od emocjonalnych pobudek. Rozterki, słabości, poirytowanie lub lęk to nie odczucia, z którymi chcemy być utożsamiani, więc unikamy pokazywania ich jak ognia i odzwierciedlamy oczekiwania, jakie mają wobec nas inni.

Wrażliwi na reakcję innych, obawiający się krytyki i zranienia zatracamy się w kłamstwach. Boimy się tego, co o nas pomyślą – czy uznają za niemiłych, strachliwych lub nerwowych? Jeśli nie wybuchamy ze złości czy krzyczymy w panice – przejmujemy się czymś, co w rzeczywistości najczęściej jest zrozumiałe i przytrafia się każdemu.

Po nałożeniu maski pracownicze środowisko, spotkanie z rodziną lub przyjaciółmi czy sytuacje formalne stają się początkiem długiej, pokerowej gry, której coraz częściej nie przerywamy nawet w bezpiecznym dla siebie otoczeniu. Nasza ludzka strona zaciera się, a emocje duszą się w nas od środka, rozpierają i walczą wewnątrz, by zostać uwolnionym od presji jaką na siebie nakładamy. Tracimy swoje człowieczeństwo, które pełne jest burzliwych uczuć, sentymentów i niedoskonałości, a stajemy się głównym aktorem wyreżyserowanego przez nas przedstawienia. Obarczeni scenariuszem i trudna grą, które sami dla siebie piszemy – opanowujemy tę sztukę do perfekcji lub nieustannie popełniamy błędy.

Ale życie to nie film, to nie teatr i nie musimy tutaj udawać kogoś, kim naprawdę nie jesteśmy. Nie możemy tłumić tego, co w nas drzemie, a stawiane nam ograniczenia w ekspresji nie muszą być powodem do wiecznego angażu w teatrze masek. Jeśli uchylimy rąbka tajemnicy i odsłonimy swoje oblicze – nawet jeśli tylko tam, gdzie czujemy się pewnie – nie stanie się nic złego. Spróbujmy, choć raz, poczuć się w stu procentach sobą i nie nałożyć fałszywego wyrazu twarzy – nawet w te gorsze dni. Oswójmy się z wizją siebie, której wciąż może wiele brakować do perfekcji.

Tacy jesteśmy – czujemy, błądzimy, boimy się i frustrujemy. Kochając i wyrażając siebie stajemy się swoją lepszą wersją.

Podziel się

Nie czas na strach, lecz na starcie

  • 22 stycznia 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Wszyscy mamy chwilę zwątpienia. Nasze chwiejne emocje łatwo popadają w dwa skrajne stany. Raz jesteśmy pełni nadziei na przyszłość i przekonani o tym, że wszystko pójdzie pomyślnie. Innym zaś razem popadamy w dół z którego trudno się wydostać. Zniechęceni, zawieszeni w czasie i niepewni przyszłości kulimy się w cieniu. Nie zawsze możemy być gotowi na wszystko, radośni i przekonani o własnym powodzeniu, choć zapewne chcielibyśmy.

Jeśli mamy siły potrafimy wydrapać się po ścianach tego dołu, ale zdarza się, że chowamy się w bezsilności, licząc, że ktoś lub coś poda nam rękę i wyciągnie z tego zimnego dna.
Liczenie na innych potrafi być tym samym, co liczenie na cud. Nawet jeśli ktoś wyciągnie do nas swoją dłoń, nie oznacza to, że nas wydostanie. Czasem najłatwiej jest poradzić sobie samemu. To nie komplementy innych tworzą w nas stabilne fundamenty, a nasza osobista wiara w siebie i własne umiejętności.

Zagubieni w strachu, musimy naprowadzić siebie na odpowiednie tory – i choć nie jest to proste, musimy nauczyć się budować w sobie pewność siebie oraz tego, że poradzimy sobie, niezależnie, co nas na drodze spotka.

Spójrzmy w przeszłość – nie pierwszy raz wątpimy i nie raz spotkały nas trudności.
Każdy lęk, który w nas dotychczas tkwił najczęściej okazywał się bezpodstawny lub zbyt przesadny w stosunku do tego z czym naprawdę musieliśmy się zmierzyć. Ile razy obawialiśmy się egzaminu, spotkania, rozmowy o pracę? Trudno byłoby to zliczyć.

A ile razy po zderzeniu się z rzeczywistością odetchnęliśmy z ulgą i pomyśleliśmy sobie “no i na co ja się tak martwiłem”? Sądzę, że zdarzało nam się to nader często.
Podobnie z wyzwaniami i przeciwieństwami – takie chwile były pełne obaw, czasem też niepowodzeń czy błędów – ale gdy myślimy o tym z dzisiejszej perspektywy śmiejemy się z siebie lub doceniamy je, bo stworzyły nas takimi jakimi jesteśmy.

Nie możemy czekać na najgorsze i unikać kolejnych doświadczeń – nadszedł czas, by podążać w stronę tego, co najlepsze.
Mimo przeszkód, poradzimy sobie i będziemy żyć dalej, lepiej i ciekawiej, jeśli tylko damy szansę nowym wyzwaniom, zamiast chować się w cieniu. Bądźmy odważni i pewni swego, a przyszłość nam za to odpłaci.

Podziel się

Docenić piękno – czyli docenić siebie

  • 20 stycznia 2021
  • Brak komentarzy
  • Ola

Niezadowolenie z siebie, strach przed nowymi doświadczeniami oraz piętrzące się obawy – to przekleństwo z jakim każdy z nas czasem musi się mierzyć. Nachodzi w najmniej oczekiwanym momencie i potrafi zburzyć całą naszą pewność siebie.

Najmniejsze niepowodzenie potrafi wytrącić nas z budowanej równowagi i zasiać w nas ziarno niepewności. Zwątpienie dotykać nas może w każdym calu – wyglądu, umiejętności a nawet charakteru. Nie wiemy, czy poradzimy sobie z tym, co nowe i nieznane, a nawet tracimy grunt na myśl o tym, że to co już umiemy też nie wystarczy. Doszukujemy się wad, błędów i pomyłek, a nasze wszelkie wątpliwości coraz mocniej usidlają nas w swoich objęciach.

Zamiast uściślać te więzy powinniśmy przypomnieć sobie o swoich mocnych stronach, silnych cechach i umiejętnościach. Nie skupiać się na niepowodzeniach, a zwrócić uwagę na to, co nam się dotychczas udało.

Nie możemy umieć wszystkiego ani nie unikniemy błędów w przyszłości – i co z tego? Tylko w ten sposób nauczymy się solidnie i z pewnością na zawsze, a przy dobrych wiatrach ich nie powtórzymy. Nie jesteśmy usosobieniem ideału – to oczywiste – bo kto jest? Będziemy się mylić, wątpić i żałować – w końcu takie są uroki życia. By zrozumieć samego siebie musimy docenić wszystko – to co dobre, ale i złe.

Na swoje odbicie w lustrze oraz życie należy spoglądać nie przez różowe okulary, a takie, które widzą wszystko. Tylko tak możemy docenić piękno, jakim jest niedoskonałość oraz z podwójną siłą zrozumieć to w czym naprawdę jesteśmy dobrzy.

Nie ma perfekcji na tym świecie. Zawsze znajdzie się rysa czy nierówność, ale to nie je powinniśmy widzieć na pierwszy rzut oka, a piękny całokształt, który w końcu wszyscy tworzymy.

Podziel się
Menu
  • Start
  • O mnie
  • Kontakt
Flaps poleca!
  • Zamieść obawy, odkurzyć niepewność
  • Bez szans na wygraną
  • Gdy w powietrzu znowu miłość…
  • Uśmiechem przenosić góry
  • Na złość człowiekowi
  • Daj z siebie wszystko
  • Nowy rok, nowa ja
  • Idealnie niedoskonali
Archiwum
  • Luty 2021
  • Styczeń 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Styczeń 2020
  • Grudzień 2019
  • Listopad 2019
  • Październik 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Lipiec 2019
  • Czerwiec 2019
  • Maj 2019
  • Marzec 2019
  • Luty 2019
  • Styczeń 2019
  • Grudzień 2018
  • Listopad 2018
  • Październik 2018
  • Wrzesień 2018
  • Sierpień 2018
  • Czerwiec 2018
  • Maj 2018
  • Kwiecień 2018
  • Marzec 2018
  • Luty 2018
  • Styczeń 2018
  • Grudzień 2017
  • Listopad 2017
  • Październik 2017
  • Wrzesień 2017
  • Czerwiec 2017

Input your search keywords and press Enter.