Zawsze powtarzam, że trochę lenistwa jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Musimy czasem się rozpieścić i odpuścić z obowiązkami, na jeden dzień wyrzucić wszystkie myśli o pracy i zdeptać do reszty wszelkie stresy. Tylko w ten sposób jeszcze nie oszalejemy w tym diabelsko zaganianym życiu.
Słowo kluczowe zdrowego lenistwa to “trochę”.
Szczególnie teraz, gdy jesteśmy w domu, łatwo jest popaść ze skrajności w skrajność i od nieustannej pracy przejść do bezowocnego nic nie robienia. Czas wciąż się wydłuża, ma się poczucie, że jeśli nie dzisiaj, to jutro też będę miał na to calusieńki dzień. A po nim jeszcze kolejne doby, które im dalej są od nas tym bardziej wydają się być dłuższe niz 24 godziny. Więc mówimy sobie w duchu, że to tylko dzisiaj, że to taki dzień odpoczynku. To tylko jeden, dwa, trzy, cztery… dni. Zapewne nawet gdyby z każdym mijającym kwadransem wskazówki zegara tykałyby coraz głośniej, nie usłyszeli byśmy ich.
Pomiędzy tym możemy odnaleźć jednak złoty środek. A może być nawet i platynowy, pal licho, byleby działał. Idealny umiar, znakomity wyznacznik rozsądku, zbawiciel człowieczej przesady.
Tylko gdzie on się ukrywa i jak się do niego dogrzebać? Bardzo często traktujemy go niemalże jak wyginięty gatunek, albo legendę jak yeti, o której wciąż się słyszy lecz nikt na oczy jej nie widział.
Dla każdego z nas znajduje się on gdzie indziejbi tylko po swoim głosie możemy do niego dotrzeć. Słuchając się siebie i skupiając się na tym, co czujemy – kiedy mamy dość, kiedy jesteśmy wyczerpani a kiedy możemy pozwolić sobie na więcej. Bardzo często ignorujemy sygnały, które wysyła nam ciało i umysł. Zamiennie nadwyrężamy się za bardzo, mimo tego, że brak nam sił, lub nie słuchamy głosu skłaniającego nas do pracy, oddając się rzeczom mniej ważnym i przyjemniejszym.
Raz zmuszamy się do robienia więcej, a innym razem nie mamy wobec siebie żadnych wymagań.
Każdy z nas nie raz powtarzał sobie, że powinien przestać lecz wciąż trwał, mimo bólu czy zmęczenia.
Wielokrotnie też zignorowaliśmy cichy głos nakazujący nam w końcu zabrać się do pracy.
A to właśnie ten głos, który tak uparcie bagatelizowaliśmy i próbowaliśmy zagłuszyć, był tak naprawdę złotym środkiem, którego nie dostrzegliśmy.