Każdemu z nas zdarzyło się kiedyś przeżyć jakieś porażki. Czasem były one mniejsze, a czasem tak duże, że wcześniej nawet ich nie rozważaliśmy.
A przecież byliśmy przygotowani na wszystko, mieliśmy plan A, a nawet B, w razie sytuacji awaryjnych. Wydawało się, że żadna przeszkoda nie stoi nam na drodze, wszystko miało iść zgodnie z naszą myślą, a nagle klops — nastąpiła porażka. Kwestią chwili było to, jak nasz świat legnie w gruzach, a cała motywacja, którą w sobie gromadziliśmy się sypie. Tej sytuacji nie było w scenariuszu, to nie tak miało być!
Może na chwilę naszła nas myśl, aby podjąć się wyzwania na nowo, ale nie trwa to długo. W takich sytuacjach najczęściej poddajemy się, bo jesteśmy przerażeni wizją kolejnej porażki.
Jednak następuje moment, w którym zaczynamy być świadomi tego, że porażka nie musi być złem wcielonym i nie ma w niej nic strasznego. Owszem, jest to nieprzyjemne doświadczenie i na pierwszy rzut oka, nie jest to w żaden sposób budujące. Może zabrzmi to trywialnie, ale w takich właśnie błędach, jeśli tylko się im przyjrzymy z bliska, można znaleźć motywację. Motywację do bycia lepszym.
Gdy poznamy smak porażki na własnej skórze, zbieramy doświadczenie i uczymy się pokory. Jeśli tylko zamiast paniki i złości na samych siebie, zaczniemy wyciągać wnioski i uczyć się na błędach, będziemy jeszcze silniejsi.
To, co nam nie wyszło, zamiast budzić w nas przerażenie, powinno być paliwem napędzającym nas do działania. To dobra okazja, by włożyć w siebie jeszcze więcej pracy i konsekwentnie walczyć ze sobą i starać się, aby się to nie powtórzyło.
Każdemu z nas może podwinąć się noga. W końcu, gdyby wszystko szło po naszej myśli, byłoby zbyt pięknie i kolorowo! Najważniejsze jest to aby stanąć z porażką oko w oko i przetrwać tę walkę. A jeśli będziemy z nich wyciągać odpowiednią naukę, z każdą taką sytuacją, jesteśmy o krok bliżej do osiągnięcia swojego sukcesu. Niezależnie w jakim rozmiarze.